Następca legendy. Karabin Lee-Enfield No. 4 Mk I

      Możliwość komentowania Następca legendy. Karabin Lee-Enfield No. 4 Mk I została wyłączona

Chociaż karabin SMLE Mk III* spełniał wszystkie wymagania taktyczno-techniczne, a także cieszył się powszechnym uznaniem żołnierzy, dowództwo brytyjskich sił zbrojnych już kilka lat po zakończeniu Wielkiej Wojny zaczęło myśleć o jego następcy. Jak to często bywa, chodziło przede wszystkim o pieniądze – nowa broń powinna być znacznie tańsza w produkcji wielkoseryjnej, przy zachowaniu celności i szybkostrzelności jaką miały SMLE (w międzyczasie przemianowane na „Rifle No. 1 Mk III/III*”).
Zgodnie z nowym systemem oznaczeń wprowadzonym jesienią 1926, desygnat „Rifle No 2” przeznaczono dla szkolnej wersji SMLE (pod nabój .22 LR), a „Rifle No.3” – dla karabinów „Enfield Pattern 14” (konstrukcja z zamkiem wzorowanym na niemieckich Mauserach, także używana podczas I wojny światowej, ale która nigdy nie osiągnęła popularności SMLE). Stąd nowy karabin, jako następny w kolejności, otrzymał oznaczenie „Rifle No.4”.

Karabin Lee-Enfield „Rifle No. 4 Mk I” o numerze MA 21185, wyprodukowany w ROF Fazakerley najprawdopodobniej jesienią 1944. W przeciwieństwie do bogato puncowanych SMLE, karabiny „No 4” znakowano bardzo oszczędnie – na tym egzemplarzu brak jest nawet podanego roku produkcji, ale na domniemany okres wskazują m. in prefiks numeru seryjnego i uproszczona wersja celownika przeziernikowego. Karabin używany był w Armii Brytyjskiej („strzałki” odbioru wojskowego) i to zapewne dość intensywnie, a po wojnie przeszedł remont kapitalny, o czym świadczy punca „FTR” („Factory Thorough Repair”). Fot. autora

„Karabin numer 4” wyposażono w nową lufę, która w porównaniu z SMLE była cięższa i nie miała sztywnego połączenia z łożem (konstrukcyjnie była to tzw. lufa pływająca). Zmieniono też budowę komory zamkowej i wprowadzono nowy celownik przeziernikowo-ramkowy zamocowany nad zamkiem, a nie przed nim jak w SMLE (dzięki temu wydłużyła się linia celowania i skrócił się czas uchwycenia celu, nawet przez słabiej wyszkolonych żołnierzy). Wszystkie te zmiany konstrukcyjne oraz technologiczne spowodowały w rezultacie, że karabiny SMLE Mk III / III* oraz nowe „No. 4” mimo bardzo podobnego wyglądu, miały niewiele części wspólnych.
Do nowego karabinu opracowano też nowy bagnet kłujący, oznaczony również „No. 4” (wersje: Mk I / Mk II / Mk II*), mocowany na lufie (a nie pod nią, jak w SMLE). Z racji swojego wyglądu, szybko zaczął być nazwany przez żołnierzy „gwoździem”, albo „świniobojem” („pig sticker„). Żołnierze nie polubili tych bagnetów, gdyż poza swym podstawowym zadaniem nie nadawały się do niczego praktycznego (czyli krojenia, cięcia itp. codziennych czynności, wykonywanych dużo częściej niż szarżowanie na wroga).

Bagnety „No. 4” wojennej produkcji. U góry (na zielonym tle) bagnet Mk II, a poniżej (na szarym tle) bagnet Mk II* z pochwą i żabką. Bagnety Mk II kuto i obrabiano z jednego kawałka stali, a w bagnetach Mk II* wytwarzano osobno głownię i korpus, które następnie łączono (na zdjęciu wyraźnie widoczne jest pierścieniowe zgrubienie w miejscu połączenia). Fot. autora

Z uwagi na duże zapasy karabinów SMLE, jakie pozostały po I wojnie światowej, nowe „Rifle No. 4″ przyjęto formalnie do uzbrojenia dopiero 15 listopada 1939, a tak naprawdę pierwsze egzemplarze trafiły w ręce żołnierzy jeszcze później – w roku 1942. Ich produkcja rozkręcała się dość powoli, jako że w pierwszej połowie wojny były inne priorytety, poza tym swoje dołożyły także niemieckie bombardowania brytyjskich ośrodków przemysłowych w latach 1940-41. W rezultacie, dopiero poczynając od 1943 można było mówić o produkcji na wielką skalę. Niestety, w tym przypadku „masówka” odbiła się bardzo negatywnie na jakości broni. W wielu karabinach „No. 4” zacinały się zamki (rzecz praktycznie niespotykana w starych SMLE), słabe sprężyny w magazynkach nie podawały nabojów, a same magazynki czasami nawet „nie chciały zmieścić” przepisowych 10 sztuk amunicji. Dopiero egzemplarze wyprodukowane po roku 1945 (wersja Mk II) powróciły do tradycyjnej brytyjskiej solidności i niezawodności. Także w latach 1946 – 48, przy okazji wykonywania remontów kapitalnych FTR („Factory Thorough Repair”), zrealizowano program poprawy jakości broni z produkcji wojennej.
W drugiej połowie wojny wprowadzono również uproszczony dwupołożeniowy celownik przerzutowy (wyskalowany na 300 i 600 jardów), który w latach powojennych (zwłaszcza w karabinach wersji Mk II) ponownie zastępowano standardowym celownikiem przeziernikowo-ramkowym, umożliwiającym celowanie precyzyjne do 1000 jardów.

Winston Churchill zapoznaje się z nowym karabinem Lee-Enfield No. 4 Mk I, który właśnie trafił na wyposażenie brytyjskich wojsk. Zdjęcie wykonano 20 listopada 1942 podczas wizyty premiera w 53 Dywizji Piechoty („Welsh Division”) stacjonującej wówczas w Maidstone (hrabstwo Kent). Fot. kpt W. G. Horton, Imperial War Museum H25436

Łącznie wyprodukowano około 4 miliony 250 tysięcy sztuk karabinów „No. 4”. Podczas wojny produkcję ulokowano głównie w nowych zakładach ROF Fazakerley, ROF Shirley i ROF Maltby, w wytwórni BSA w Birmingham oraz w Kanadzie (Long Branch) i w USA (Savage Arms w Massachusetts). Cena jednego egzemplarza karabinu w roku 1943 wynosiła 7 funtów i 15 szylingów (co stanowiło równowartość mniej więcej 300 funtów w roku 2020).

Bagnety na broni i „oczy dookoła głowy”. Brytyjscy żołnierze z 12 plutonu kompanii ‘B’, 6th Royal Scots Fusiliers uzbrojeni w „Rifle No. 4” wchodzą do wioski St Manvieu. Operacja „Epsom”, Normandia 26 czerwca 1944. Fot. Imperial War Museum B 5962

Z karabinami tymi szli do boju również żołnierze 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka i 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego. „Rifle No. 4” pozostały na uzbrojeniu Armii Brytyjskiej do roku 1957 (kiedy to zastąpiono je karabinami samopowtarzalnym L1A1, czyli licencyjną wersją belgijskiego FN FAL), ale ich odmiana specjalna, oznaczona L42A1, była używana przez snajperów Jej Królewskiej Mości aż do 1982. W wielu miejscach świata „Lee-Enfieldy” uczestniczyły w działaniach bojowych do czasów jeszcze bardziej współczesnych, a nawet w XXI wieku można było wciąż je zobaczyć w rękach zarówno formacji rządowych, jak i rozmaitych lokalnych watażków w Azji i Afryce.
Ostatnią jednostką sił zbrojnych krajów NATO uzbrojoną w te karabiny byli „Canadian Rangers” (ochotnicza formacja terytorialna wchodząca w skład Canadian Armed Forces Army Reserve, zajmująca się m. in ochroną arktycznych obiektów przed atakami niedźwiedzi).

Karabin nie do zdarcia. Na zdjęciu jeden z kanadyjskich Rangersów ze swoim Lee-Enfieldem podczas manewrów NANOOK 13 (ćwiczenia i demonstracja możliwości oraz skuteczności działania kanadyjskich sił zbrojnych na dalekiej Północy). Warto zwrócić uwagę na strój – maskujący kombinezon i jaskrawe nakrycie głowy (czerwone bluzy z kapturami i czerwone czapki są elementami służbowego umundurowania Canadian Rangers). Zdjęcie wykonał sierżant Alain Martineau w dniu 20 sierpnia 2013 / DAPAir FA2013-1025-010

Na początku XXI wieku Rangersi postanowili zastąpić swoje leciwe „Lee-Enfieldy” jakimś bardziej nowoczesnym typem broni. Po przeprowadzonych badaniach i testach, w których podstawowymi kryteriami było: niezawodne działanie w warunkach arktycznych, celność i skuteczność ognia, ku zdumieniu wszystkich okazało się, że najlepiej wypadły… ich stare „No. 4”, których użyto w badaniach wyłącznie w celach porównawczych. Ostatecznie wycofano je dopiero w roku 2018 (i to jedynie z powodu kompletnego zużycia i braku części zamiennych, których nie produkowano już od półwiecza), a zastąpiono je 7,62 mm karabinami Colt Canada C19 (licencyjne fińskie SAKO Tikka T3).