„Miecze”, „gwoździe” i inne wynalazki. Brytyjskie bagnety dekady 1939 – 1949 (dokończenie)

      Możliwość komentowania „Miecze”, „gwoździe” i inne wynalazki. Brytyjskie bagnety dekady 1939 – 1949 (dokończenie) została wyłączona

W roku 1942, kiedy do wojsk brytyjskich zaczęły wreszcie trafiać znaczne ilości karabinów „Rifle No. 4” wraz z „gwoździami”, słynny dowódca komandosów, brygadier lord Lovat (Simon Fraser) zażądał opracowania bagnetu także dla pistoletów maszynowych Sten Mk II. Lovat, któremu bardzo zależało na czasie, porozumiał się bezpośrednio z majorem Hearn-Cooperem (odpowiadającym za technologię produkcji Stenów), a ten szybko przygotował kilkanaście egzemplarzy na próbę. Ich konstrukcja była prosta – głownię bagnetu No. 4 Mk II* przyspawano do blaszanej rurki ze sprężyną dociskową. Całość nieco przypominała monstrualną nasadkę od wiecznego pióra, ale całkiem dobrze trzymała się po nasunięciu na lufę Stena (zaczep sprężyny „kotwił się” w jednym z otworów wentylacyjnych osłony lufy).

„Bayonet, Sten 9 mm M/C, Mk. I”. Skrót M/C oznacza „Machine Carbine”, jak wówczas klasyfikowano Stena. Producent nieznany (brak oznaczeń identyfikujących). Fot. Imperial War Museum WEA 522, IWM Non Commercial Licence

Bagnety spodobały się komandosom, którzy szybko poprosili o więcej. I w tym momencie do akcji wkroczyła wojskowa biurokracja w całej swojej krasie. Realizację projektu zablokowano, major Hearn-Cooper został solidnie „przeczołgany” przez zwierzchników za działanie poza procedurami zamówień wojskowych, a po kilku miesiącach… ten sam dokładnie bagnet oficjalnie standaryzowano jako „Bayonet, Sten 9 mm M/C, Mk. I” i rozpoczęto jego produkcję, tym razem już w zgodzie z papierami, podpisami i pieczątkami. Trzy firmy: Grundy Ltd (w Teddington), Lines Brothers (Londyn) oraz N J Edwards Ltd (Sutton w hrabstwie Surrey) wyprodukowały ich łącznie około 75 tysięcy sztuk, a całą tę historię można podsumować krótko: „co tam wojna i pilne potrzeby, porządek musi być!”.
Przy Stenach Mk. V / Mk. 5 nie popełniono już takiego błędu, od razu przystosowując je do montażu standardowych bagnetów No. 4 wszystkich wersji.

W całej historii bagnetów No. 4 najciekawsze było to, że z teoretycznego punktu widzenia były one bliskie ideału – skuteczne, wytrzymałe, odporne i tanie. Tyle tylko, że żołnierze uważali je za beznadziejne i to z jednego prostego powodu: poza kłuciem wroga (co w praktyce zdarzało się raczej rzadko) nie nadawały się do niczego innego (zwłaszcza do wykonywania codziennych praktycznych czynności gospodarczych, takich jak cięcie, krojenie itp.) .

Bagnet No. 5 czyli powrót zdrowego rozsądku
W roku 1944 w inwentarzu British Army pojawiła się kolejna odmiana karabinu Lee-Enfield, mianowicie „Rifle No. 5”. Skrócenie lufy w tym karabinie wymusiło instalację dość pokaźnego stożkowego tłumika płomienia, a to z kolei uniemożliwiło korzystanie ze standardowego bagnetu No. 4. Opracowanie nowej konstrukcji potraktowano przy okazji także jako dobry powód do zmiany głowni – miejsce „gwoździa” zajęło teraz eleganckie i praktyczne ostrze, wzorowane na kształcie noża traperskiego „Bowie-knife”. Długość głowni bagnetu, oznaczonego No. 5 Mk. I, wynosiła 7,875 cala (200 mm), a długość całego bagnetu – 11,875 cala (298 mm).
Tym razem był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Żołnierze natychmiast docenili nowy bagnet, który zdążył jeszcze wziąć udział w końcowych działaniach II wojny światowej, a po niej stał się wzorcem dla kolejnych modeli, przeznaczonych docelowo dla karabinów L1A1 (czyli licencyjnej „calowej” wersji FN FAL). Co jeszcze ciekawsze, charakterystyczny kształt głowni i ostrza stał się także inspiracją dla wielu innych krajów (ślad tej inspiracji można dostrzec także i w radzieckich bagnetach 6H3 i 6H4 przeznaczonych do karabinków Kałasznikowa).
Bagnety No. 5 produkowano wyłącznie na terenie Wielkiej Brytanii, w czterech firmach: Wilkinson Sword (Londyn), Viners Ltd (Sheffield), Elkington & Co (Birmingham) oraz Radcliffe (Manchester). Łącznie powstało tam 316 122 egzemplarze. Po wojnie produkował je także R.O.F. Poole (hrabstwo Dorsetshire), Sterling Ltd (Basingstoke) oraz Rifle Factory Ishapore (Indie).

Bagnet karabinu No. 5 Mk. 1, tzw. „drugiej odmiany” z okładzinami rękojeści mocowanymi na dwie śruby. Egzemplarz wyprodukowany przez firmę Radcliffe (widoczne oznaczenie kodowe producenta „N187”, a także znak kontroli technicznej i „strzałka” akceptacji wojskowej). Przepisowa dla tej wersji, oryginalna pochwa Mk. 1. Żabka w wersji dla wojsk walczących w Azji, w kolorze “Jungle Green”, wyprodukowana w 1945 roku przez firmę M. Wright & Sons Ltd (jest na niej stempel producenta, rok produkcji, „strzałka” odbioru wojskowego i numer indywidualny). Fot. autora


Co za dużo, to niezdrowo – bagnet No. 7
Stare powiedzenie mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego. Historia dwóch kolejnych modeli brytyjskich bagnetów jest tego doskonałą ilustracją.

Idąc za ciosem, decydenci uznali, że skoro nowy bagnet No. 5 zyskał tak powszechną akceptację, byłoby nierozsądne ograniczać jego zastosowanie tylko do „Rifle No. 5”, które w wojsku stanowiły mniejszość, a poza tym dość szybko zaczęły być wycofywane (więcej o tym w artykule: „Ostatni z rodu. Lee-Enfield Rifle No. 5”, link:  https://www.militaria.malopolska.pl/?p=4021 ). W ogóle temat brytyjskiej broni strzeleckiej w pierwszych latach powojennych i związanych z tym zawirowań decyzyjnych, wart jest osobnego artykułu, natomiast tu tylko trzeba odnotować, że po wojnie magazyny zawalone były Lee-Enfieldami różnych modeli, a równocześnie trwały prace nad karabinami nowej generacji, które miały zapewnić żołnierzom British Army przewagę ogniową nad każdym przeciwnikiem (docelowo miały to być karabiny E.M.1) . Co zaś się tyczy bagnetów, to ktoś wpadł na pomysł genialny w swojej prostocie – aby na bazie udanego „No. 5” opracować taką konstrukcję, którą będzie mogła służyć jako bardzo praktyczny nóż, ale zarazem da się ją założyć na lufę broni tak, jak „gwoździe” .

Rezultatem było cudeńko – „Bayonet No. 7”. Jego niezwykłość polegała na konstrukcji rękojeści, której tylna część była obrotowa i blokowana zatrzaskiem. Kiedy rękojeść była w położeniu „normalnym”, żołnierz miał do swojej dyspozycji wspomniany doskonały nóż, a po obróceniu tyłu chwytu, ujawniało się tulejowe gniazdo umożliwiające nasadzenie go jako bagnetu na lufę E.M.1, „Lee-Enfielda No. 4”, albo „Stena Mk 5”.

„Bayonet No. 7” wyprodukowany przez Elkington & co Ltd. z Birmingham już po wojnie, najprawdopodobniej w 1946 (na rękojeści znajduje się kod wytwórcy: M78). Bagnety „No. 7” tego producenta są dość rzadkie, gdyż powstało ich tylko 20 000 (z ok. 176 000 wyprodukowanych łącznie). Okładki rękojeści, o specyficznym rdzawoczerwonym kolorze wykonane są z laminatu Paxolin (produkcji firmy Tufnol z Birmingham). Pochwa identyczna, jak do bagnetów No. 5, żabka „Pattern 1937” produkcji brytyjskiej (Barrow, Hepburn & Gale Ltd) z roku 1943 . Na zdjęciach widoczne są oba położenia rękojeści, przy czym na jednym z nich czerwonym kółkiem zaznaczono wspomniany niżej ów nieszczęsny zatrzask.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie polityka oraz drobny błąd konstrukcyjny. Polityka objawiła się w postaci decyzji o rezygnacji z już przyjętego  karabinu E.M.1, natomiast błąd konstrukcyjny uniemożliwił użycie nowego bagnetu z karabinami „No. 4” oraz Stenami. Okazało się bowiem, że z powodu wadliwie zaprojektowanego zatrzasku na rękojeści, opuszczający lufę pocisk „ocierał się” o niego i nieco wybity z toru potrafił uderzyć w pierścień na jelcu. W rezultacie bagnety „No. 7” szybko wycofano i do podobnych pomysłów definitywnie się zniechęcono…

Ciekawostka związana z bagnetem „No. 7” – strona z wydrukowanej już i gotowej do rozpowszechniania wojskowej instrukcji obsługi i konserwacji karabinu E.M.1, który ostatecznie nie wszedł do uzbrojenia British Army. Warto zwrócić uwagę na nieco inne („głębsze”) mocowanie bagnetu niż w przypadku karabiny „No. 4”. Wygląda na to, że dzięki temu wyeliminowany byłby problem zakłócania toru lotu pocisku przez zatrzask Fot. autora

Jedyną formacją, w której bagnety No. 7 utrzymały się nieco dłużej, były elitarne pułki Gwardii. Nie wykorzystywano ich tam jednak w charakterze bagnetów bojowych, a jedynie podczas defilad, parad, ceremonialnych wart itp. – czyli wszędzie tam, gdzie liczył się efektowny widok, ale gdzie nie przewidywania strzelania.

Bagnet No. 9, czyli koniec epoki
O ile bagnet „No. 7” można uznać za zmarnowaną realizację dobrego w sumie pomysłu, o tyle „No. 9” był od samego początku skazany na porażkę. Stanowił bowiem próbę połączenia sensownej głowni (od bagnetu No. 5) oraz bezsensownej „rękojeści” (czyli gniazda od „gwoździa”) i – jak się okazało – stał się także ostatnim bagnetem, kończącym linię rozwojową „gwoździ”. No i podobnie jak one, był także powszechnie nielubiany przez żołnierzy – bo mimo uniwersalnej głowni, nadal nie bardzo było jak go wygodnie trzymać…
Tym niemniej, „Bayonet No. 9” standaryzowano w roku 1947. Produkowały go dwie wytwórnie królewskie: początkowo R.O.F. Poole (200 000 egzemplarzy), a od 1949 do 1956 – R.S.A.F. Enfield (kolejne 400 000). Do tego doszło trzech dostawców prywatnych (G. Buggins z Redditch, Francis & Barnett z Coventry oraz Byfords z West Bromwich), którzy wyprodukowali pewną, relatywnie niewielką ich liczbę, dzisiaj niestety praktycznie niemożliwą do ustalenia.
Do bagnetów tych stosowano pochwy i żabki identyczne, jak do bagnetów „No. 5”.

„Bayonet No. 9” wyprodukowany w roku 1949 przez R.O.F. Poole. Na grzbiecie gniazda znajdują się znaki producenta (litera P w okręgu), rok produkcji, „strzałki” odbioru wojskowego oraz symbol T6R (znaczenie nieznane). Głownia czerniona na odcinku pierwszych pierwszych 1,5 cm. Fot. autora

[Część pierwsza artykułu dostępna jest tutaj: https://www.militaria.malopolska.pl/?p=4685]