Po zakończeniu I wojny światowej, siły zbrojne praktycznie wszystkich krajów były zgodne co do konieczności wyposażenia piechoty w broń automatyczną, na tyle lekką aby możliwe było jej wprowadzenie na szczeblu plutonu, albo nawet drużyny (ciężkie karabiny maszynowe grupowano wówczas w osobnych wyspecjalizowanych pododdziałach).
Armia nowo powstałego państwa – Republiki Czechosłowackiej nie stanowiła wyjątku. W celu wybrania standardowego modelu przetestowano m. in. francuskie ręczne karabiny maszynowe Darne, brytyjskie Vickers-Berthier, włoskie Brixia, belgijskie FN (czyli Browning BAR) oraz broń rodzimej konstrukcji – pochodzący z wytwórni Zbrojovka Praga i skonstruowany przez Vaclava Holka karabin „Praga I-23”. Holek zresztą przedstawił niebawem ulepszoną i nieco zmodyfikowaną wersję swojej broni, nazwaną „Praga vz. 24” (m. in. zgodnie z wymaganiami wojska dostosowano ją do zasilania z magazynka). I właśnie ten karabin zyskał uznanie komisji.
W roku 1925 Vaclav Holek przeniósł się do przedsiębiorstwa Československá Zbrojovka w Brnie, które przejęło produkcję seryjną nowej broni, oznaczonej oficjalnie: „Lehky kulomet ZB vz. 26” (a powszechnie nazywany po prostu „ZB-26”).

W 1927 – 1938, armia czechosłowacka odebrała łącznie 45 132 erkaemy ZB-26. Broń intensywnie promowano także za granicą, gdzie wzbudziła także duże zainteresowanie, m.in. w Rumunii, Chile, Brazylii, a nawet w Japonii (w której po zakupieniu 2 310 egzemplarzy już od Niemców w 1939, wykorzystano jej rozwiązania konstrukcyjne we własnym projekcie – karabinie maszynowym Nambu „Typ 99”).
Bałkański poker
Karabin ZB-26 spodobał się także siłom zbrojnym Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (od 1929 Królestwa Jugosławii), które w sierpniu 1928 zakupiły 2 000 egzemplarzy. W ślad za tym poszły dwie kolejne dostawy po 1 500 sztuk każda – w grudniu 1929 roku i w czerwcu 1930 roku. Wyglądało na to, że „Zbrojovka” jest na najlepszej drodze do znacznego sukcesu eksportowego, kiedy w międzyczasie dość niespodziewanie pojawiły się problemy…
Oto jeszcze przed zakończeniem realizacji drugiej transzy dostaw, jesienią 1929 Jugosłowianie zgłosili bardzo poważne zastrzeżenia co do jakości erkaemu z Brna – mianowicie podczas testów odbiorczych w Kragujevac doszło do krytycznej awarii broni. Nieprzyjemnie zaskoczony Vaclav Holek w te pędy przybył osobiście na miejsce, aby na własne oczy przekonać się o słuszności zarzutów i ocenić sytuację.
Dość szybko wyszło na jaw, że za cała aferą stała francuska firma Manufacture dʼArmes de Chatellerault (MAC), która próbowała wejść na lokalny rynek ze swoim karabinem maszynowym M1924, zaś kompromitująca awaria ZB-26 spowodowana została sabotażem skorumpowanego chorwackiego mechanika-testera (który wymienił element wspomagający sprężyny powrotnej na podróbkę ze stali gorszej jakości, co spowodowało ciągłe zacinanie się broni, a po zaledwie 400 strzałach unieruchomiło ją zupełnie…)
Sprawę zażegnano, ale nie był to koniec. Francuzi nadal naciskali na wybór ich broni i czynili to na tyle skutecznie, że jugosłowiańska komisja zaczęła ponownie kwestionować jakość ZB-26 i niedwuznacznie forować broń francuską. Solidnie już rozzłoszczony Holek zażądał przeprowadzenia dodatkowych testów porównawczych. Ekipa z Brna pilnowała aby tym razem obie strony miały równe szanse i jakoś tak się złożyło, że ZB-26 okazał się wyraźnie lepszy od rywala, a pod względem niezawodności praktycznie go zdeklasował. W tej sytuacji Jugosłowianie nie mieli już żadnych powodów do utyskiwania (przynajmniej oficjalnie) i takim sposobem łącznie 5 000 erkaemów ZB-26 weszło do służby w ich armii.

W międzyczasie, w roku 1929 Holek przedstawił zmodernizowany i ulepszony wariant erkaemu, oznaczony ZB-30. Własne siły zbrojne, zadowolone z dopiero co wprowadzonych ZB-26 nie były nim zbytnio zainteresowane, ale ZB-30 odniósł znaczny sukces eksportowy, trafiając do kilkunastu krajów. Szczególnie zainteresował on British Army, akurat poszukującej następcy pierwszowojennych erkaemów Lewis. Dla Brytyjczyków opracowano wersję ZGB-33, strzelającą nabojami 0,303 cala, a która później przeszła do historii pod nazwą „Bren”…
Oczywiście ZB-30 także zaoferowano Jugosławii (widząc tu potencjał na uzupełnienie dotychczas sprzedanych ZB-26). Tu jednak nastąpiła „powtórka z rozrywki” – podczas testów, nowe ZB-30 strzelające lokalną amunicją zaczęły jakoś dziwnie często się zacinać i w ogóle nie wzbudziły entuzjazmu ewentualnego przyszłego użytkownika, który w dodatku zaczął marudzić na ich cenę.
Czechosłowacki producent szybko poszedł po rozum do głowy. Zadziałano dwutorowo – dokonano pewnych zmian konstrukcyjnych, które wyraźnie podniosły bezpieczeństwo użytkowania i dostosowały broń do amunicji gorszej jakości (aby specjalnie podkreślić fakt spełnienia jugosłowiańskich wymagań, wariant ten oznaczono ZB-30J). Z drugiej strony Zbrojovka zaproponowała bardzo atrakcyjne podejście biznesowe, mianowicie transakcję wiązaną – sprzedaż 10 000 nowych erkaemów ZB-30J, udzielenie licencji oraz dodatkowo… bezpłatną wymianę pięciu tysięcy „starych” ZB-26 na nowe ZB-30J. Łącznie w siłach zbrojnych Królestwa miało się zatem znaleźć na początek 15 000 nowoczesnych i znakomitych erkaemów, przy czym jedną trzecią tej liczby otrzymano by gratis. Takich okazji się nie marnuje, zatem 30 lipca 1936 podpisano stosowny kontrakt.
Dla Francuzów był to nokaut. Zbrojovka po prostu wymiotła im rynek, mimo że była to akcja na pograniczu opłacalności. Czechosłowacy potrafili jednak liczyć i do interesu nie dołożyli – odebrane stare ZB-26 po prostu sprzedali ponownie innemu odbiorcy (konkretnie Chinom)…

Do 19 marca 1940 Zbrojovka Brno dostarczyła odbiorcy 15 514 erkaemów, a w okresie od kwietnia 1940 do kwietnia 1941 zakłady w Kragujevacu wyprodukowały jeszcze około tysiąca egzemplarzy na podstawie licencji. W jugosłowiańskich siłach zbrojnych karabinowi nadano oficjalny desygnat „Puska-Mitralez M.37” (uwaga: nie należy mylić tego oznaczenia z ciężkim karabinem maszynowym Zbrojovka Brno ZB-37). A jako ciekawostkę warto przy okazji dodać, że Zbrojovka wyprodukowała także w roku 1938 niewielkie partie ZB-30J dla Boliwii, Afganistanu i Wenezueli.
Bałkański tygiel
Podczas II wojny światowej erkaemy ZB-30J / M.37 używane były na Bałkanach praktycznie przez wszystkie strony konfliktu. Po upadku Jugosławii w kwietniu 1941, trafiły w ręce serbskich czetników, chorwackich ustaszy, komunistycznych partyzantów Josipa Broz-Tity, a także wojsk niemieckich (gdzie otrzymały oznaczenie „7,92 mm Machinengewehr 148(ј)” i były używane głównie przez Waffen SS).

Już 4 czerwca 1941 roku Zarząd Gospodarczy i Uzbrojenia Wehrmachtu nakazał ponowne uruchomienia zakładów w Kragujevacu. Inwentaryzacja wykazała, że w magazynach znajdują się komponenty wystarczające do montażu 3 000 karabinów maszynowych M37, jednak niesprawność części maszyn i braki energii elektrycznej, uniemożliwiły wznowienie produkcji. W tej sytuacji, 22 lipca 1941 roku niemieckie dowództwo nakazało przeniesienie linii produkcyjnych fabryki i deportację jej pracowników do Rzeszy. Ponieważ ci stawili bierny, a czasami także czynny opór, w październiku okupanci rozstrzelali około 300 osób (pracowników i uczniów), co definitywnie przekreśliło pomysł produkowania ZB-30J na potrzeby sił zbrojnych III Rzeszy. Ostatecznie, 22 czerwca 1942 roku Niemcy zdemolowali zakłady i wywieźli z nich, co się dało do Niemiec.
Nawiasem mówiąc, to właśnie stało się podstawą do wysunięcia przez powojenną Jugosławię żądań odszkodowawczych i przejęcia w ich ramach z kolei niemieckiej dokumentacji fabrycznej i maszyn, na których uruchomiono produkcję karabinów maszynowych M53 (czyli MG 42)…
Po wojnie także, ocalałe i zrewindykowane egzemplarze erkaemów ZB-30J poddano remontom (przy okazji nadając im nowe numery seryjne i nabijając herb nowego państwa – Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii), następnie zmagazynowano i przekazano jednostkom Obrony Terytorialnej („Teritorijalna Odbrana”). Broń z magazynów OT była używana podczas wojen bałkańskich po rozpadzie Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych XX wieku.
Wracając zaś do czasów okupacji i „bałkańskiego tygla” – przykładem wojny wszystkich ze wszystkimi jest postać Radivoje Kerovića, lokalnego przywódcy czetników (serbskich oddziałów partyzanckich wiernych królowi Piotrowi II, działających w Jugosławii podczas II wojny światowej pod dowództwem Dragoljuba Mihailovicia). W praktyce, czetnicy realizowali jednak przed wszystkim politykę dominacji etnicznej Serbów nad innymi narodowościami na terenach Jugosławii i w tym celu nie wahali się nawiązywać kolaboracji z Niemcami i Włochami. Za swoich głównych przeciwników uważali komunistyczną partyzantkę Josipa Broz Tity oraz nacjonalistyczne oddziały ustaszy (którzy z kolei stawiali sobie za cel etniczną dominację Chorwatów nad innymi nacjami – w tym zwłaszcza Serbami). Aby jeszcze bardziej zagmatwać sytuację, należy podkreślić, że ustasze także współpracowali z okupantami niemieckimi i włoskimi, a z kolei czetnicy potrafili zwalczać zbrojnie własnych współtowarzyszy broni, których uznawali za nie dość radykalnych…
Zimowym rankiem 20 lutego 1942 roku, czetnicy pod dowództwem wspomnianego Radivoje Kerovića wtargnęli do kwater sprzymierzonego oddziału partyzanckiego Majevica. W wyniku trwającej wiele godzin krwawej bitwy, zabito całe dowództwo i „przejęto” pozostałych przy życiu szeregowych partyzantów, wcielając ich do zgrupowania Kerovića.
Trzy miesiące później, 30 maja 1942 r. w miejscowości Lopare, Kerović podpisał porozumienie z władzami Niepodległego Państwa Chorwackiego o zaprzestaniu działań wojennych i wspólnej walce z partyzantką Tity. W kwietniu 1944 nawiązał z kolei współpracę z 13. Waffen-Gebirgs-Division der SS „Handschar” (w której pod niemieckim dowództwem służyli muzułmańscy renegaci z terenów chorwackich). Co ciekawe, dywizję tę utworzono do walki właśnie z czetnikami, którzy regularnie masakrowali lokalnych innowierców. I jak widać, jakoś to wszystko nikomu nie przeszkadzało – rżnięto i obcych, i swoich, współpracowano z wrogami, zmieniano sojusze…

Sam Radivoje Kerović po wojnie nadal prowadził działania partyzanckie skierowane przeciwko władzy komunistów. Zginął 20 stycznia 1946 roku w okolicach Srebrenika, w rezultacie operacji przeprowadzonej przez oddział KNOJ (Jugosłowiańskiej Obrony Narodowej, ówczesny odpowiednik naszego KBW) dowodzony przez Branko Stojanovića. O zaciętości bratobójczej walki świadczył fakt, że obaj dowódcy stoczyli morderczy pojedynek – Stojanović osobiście ścigał Kerovića przez około trzydzieści (!) kilometrów przez góry w gęstym śniegu, zanim ostatecznie dopadł go i zabił.
Ostatnie oficjalnie odnotowane użycie bojowe erkaemów ZB-26 / ZB-30 przez jednostki regularne (siły zbrojne Iraku) miało miejsce w roku 1991, natomiast do czasów obecnych można napotkać je w rękach sił partyzanckich oraz oddziałów lokalnych watażków w krajach Centralnej i Południowo-Wschodniej Azji oraz Afryki.
